Było to 4 lata temu[…]wyszedłem akurat na ryby z kolegą,Kubą,z którym to dziś regularnie wspólnie łowimy karpie. Delikatny spławikowy zestaw na leszcze/płocie to była nasza specjalność. Mogliśmy dosłownie godzinami łowić mniejsze ryby. A było ich mnóstwo! Mnóstwo było też łowisk,na których mogliśmy uprawiać spławikowanie. Łowiliśmy wspólnie. Nad zalewem Szałe,czy Murowaniec łowiliśmy płocie i jazie. Mieliśmy też sekretne łowisko,sekretny,ukryty w gąszczu opuszczony staw. Łowienie tam było przepiękne. Mieliśmy do dyspozycji pomost,i domek z drewna. Mało tego – była to dosłownie kopalnia leszczy!!! Jeśli tylko dobrze dobrałeś zanętę i przynętę,to leszcz padał za leszczem. Nie były ogromne,z reguły sztuki do 700g,czasem 1 kg.
Pewnego dnia,w lato,wybraliśmy się również tam,na połów leszczy. Zanęciliśmy zanętą uniwersalną Trapera,i na delikatny zestaw holowaliśmy leszcza za leszczem. Wystawka,siedzi! Leszczyk 0,5 kg,do siatki! Kolejne 0,5 kg,do siatki! I tak bawiliśmy się z leszczami. Uwielbialiśmy później wyciągać siatkę pełną leszczy,ważyć ile razem ważą,a później wszystkie wypuszczać.
W zanęcie dostrzegliśmy coś dziwnego,co można było zaobserwować już od kilku lat. W miejscu zanęcania były widoczne bąble. Duże bąble pękające od razu po wypłynięciu na powierzchnię,którym zawsze towarzyszyła wielka chmura mułu. Zarzuciłem po raz kolejny w miejsce zanęcenia,i nie zdążyłem nawet odłożyć wędki,już coś prawie wyrwało mi ją z ręki! Zaciąłem. Było to coś potężnego. Wybierało żyłkę w zastraszającym tępię. Wkrótce żyłki na kołowrotku już nie było. Przypon 0,14mm pękł od razu po napięciu żyłki. Właśnie straciłem rybę życia. Tak też myślałem wtedy,nie domyślając się nawet,że nie jedną już taką złowię.
Dzień był piękny,upał dawał się we znaki zarówno mnie,jak i Kubie. 30 stopni! Widać było przy powierzchni kilka karpi – cel mój i Kuby. Blisko nas pływało stadko karpi – naliczyłem 3 osobniki. Były od siebie oddalone o około 2 metry. Wybrałem spośród nich pięknego,smukłego lustrzenia,około 4 kg. Podrzuciłem mu przynętę pod nos,była to kukurydza. Zassał ją,ja zaciąłem,i… SIEDZI! Karp momentalnie zanurkował a żyłki zaczynało ubywać z kołowrotka. Puls wzrósł o 200%! Kuba podbiegł z podbierakiem,oboje byliśmy niesamowicie podekscytowani. Karp po dopłynięciu do 2 brzegu zmęczył się delikatnie. Podciągnąłem go do mnie. Karp wynurzył się na chwilę,po czym zanurkował,i znów odjazd pod drugi brzeg. W końcu,za 3 podejściem ryba dała się podebrać. Była przepiękna – mój pierwszy dziki karp!
Tym sposobem złowiłem już kilka karpi przez 2 miesiące od złowienia tego lustrzenia. Większość to były pełnołuskie w granicach 3-4 kg,a więc 55-60 cm. Pewnego dnia,około 12.30 dostrzegłem kolejne stadko. Na samym przodzie pływał gruby,piękny i zdrowy karp. Był większy od innych. Miał około 5,5 kg. Był to pełnołuski. Ostrożnie podałem mu przynętę. Ten wpłynął prosto na nią i odruchowo ją zassał. Od razu zanurkował płosząc przy tym resztę stada. Odjechał naprawdę daleko,wybrał 3/4 żyłki! Kiedy się zatrzymał,zacząłem go podciągać. Karp odpłynął jeszcze w prawo,teraz ciągnąłem go prosto w trzciny! Przytrzymałem go. Zobaczyłem czarną plamę w miejscu,gdzie widziałem moją żyłkę. Po chwili plama wypłynęła na powierzchnię,”błysnęła” się i zanurkowała z powrotem do wody,robiąc przy tym ogromny plusk,a żyłka na moim kołowrotku znów się wywijała. Po jakiś 60 sekundach karp się zatrzymał. Nie zauważyłem nawet,że minęło 15 minut od zacięcia ryby. Tym razem ryba była zmęczona. Podciągałem ja do siebie,a ona wypłynęła na powierzchnię. Tym razem widziałem ją o wiele lepiej niż za pierwszym i drugim razem,była naprawdę okazała! Po chwili karp był już przy brzegu,a później,w naszym podbieraku. Cieszyłem się zarówno ja,jak i Kuba. Nowa życiówka! Pamiątkowa fotka i ryba do wody. Dopiero po wypuszczeniu karpia zauważyłem,że mięśnie okropnie mnie bolały.
I tak,przez kolejny rok,łowiliśmy karpie. Niestety Kuba miał do nich pecha,i nigdy nie trafiała mu się większa ryba niż marne 2 kg. Jednak pewnego dnia to się zmieniło. Dostrzegliśmy w trzcinach pięknego “lampasa” czułem,że był przeznaczony specjalnie dla Kuby. Zarzucił on pod nos rybie,i już po chwili słychać było dźwięk żyłki pędzącej z hamulca. Po 10 minutowym holu w podbieraku wylądował przepiękny karp. Jego ułuszczenie było niesamowite. Po pamiątkowej zdjęcie,Kuba wypuścił go do wody,to był wyłącznie JEGO dzień!
Do dziś łowię na “stalking”. Osiągam myślę całkiem ładne efekty. W ciągu 2 lat złowiłem ryby o masie: 9,02 kg,8 kg, i 7,5 kg. Zdarzało sie taże wiele “5-tek”.