Jest 15 czerwiec, odbieram telefon. Dzwoni Marcin mój kompan ze wspólnych zasiadek i pyta: długo będziemy jeszcze to przekładać? Odpowiadam mu” Ale ryb tam jeszcze nie ma, bądź cierpliwy, przecież jeżdżę tam codziennie i woda jest martwa. Kolega mówi mi żebym dał znać od razu jak coś zacznie się ruszać. Tak przekładamy ten wyjazd, ja codziennie pływam pontonem myśląc, że może to jest właśnie ten dzień, lecz pogoda nie rozpieszcza. Zasiadka planowana jest na ok. 400 hektarowej wodzie PZW, którą znam bardzo dobrze bo łowie tam już od dziecka i nad nią się wychowałem. Nadchodzi 1 lipca, woda nadal martwa, lecz pogoda ma się poprawiać i zapada decyzja JEDZIEMY.
Jesteśmy umówieni na czwartek 3 lipca już nad wodą. Pakowanie sprzętu, moje auto zapakowane jest tak, że ciężko byłoby cokolwiek upchnąć. Jednak 40 kg kulek i 100 kg kukurydzy(na 1 rzut) robi swoje. Około 9 rano dojeżdżamy nad łowisko i odprawiamy cały rytuał z rozkładaniem sprzętu, namiotów-każdy karpiarz wie o czym mówię.
Obozowiska gotowe i teraz najważniejsza część, czyli wytypowanie miejscówek. Oczywiście ponton, echosonda i bez stukadełka się nie obejdzie. Marcin będzie łowił na płytszej wodzie i ustawia się bardziej pod amura( 1.2- 1.5m), ja wybieram troszkę głębszą część zbiornika (1.5-1.8m), i będę próbował (przynajmniej na początku przechytrzyć jakiegoś karpika.Wędki umieszczamy w odległości około 150-200 metrów od brzegu.
Markery ustawione, obozowisko rozbite, czas na precyzyjne ustawienie zestawów i 1 nęcenia. Kolega łowi na kukurydze i sypie pierwszego dnia około 10 kg kuku na zestaw, ja mam inną taktykę i wędki ustawiam na kulki mojej roboty i nęcę na zestaw po ok. 2 kg kulek + 3 garście kukurydzy.
Pierwsze 2 dni i noce nie nabawiają optymizmem, 48 h bez pik a woda dalej martwa, lecz pogoda zaczyna się zmieniać i robi się coraz cieplej, woda opada z czego się bardzo ciesze a ciśnienie się stabilizuje.
Wreszcie nadchodzi 3 noc, wieczorny rytuał z wywożeniem wędek i nęceniem odprawiony i kładziemy się spać. Około 23 mój kolega ma pierwsze branie, swinger lekko opada, potem się podnosi. Kolega zacina, ale niestety pudło. Wywozimy ponownie zestaw i oto o punkt 00:30 słyszę pisk mojego Foxa, szpula płonie, wyskakuje z namiotu, zacinam i wiem na pewno, że będzie to karp. Walka w bardzo ciężkich warunkach, ponieważ łowiliśmy w bardzo gęstych roślinach i zatopionych korzeniach. Wsiadam w ponton i po około 20 minutach szczęśliwy wracam do brzegu. Marcin krzyczy do mnie co tam mam: odpowiadam mu: jest taki koło DYCHY, dobry początek. Wspólne warzenia i wskazówka pokazuje równe 12 kg.
Wkładamy karpia do worka, w którym będzie spokojnie czekał na poranną sesje zdjęciową. Mój kolega ma do świtu jeszcze 3 podobne brania na kukurydze i po ostatnim wyciąga amura 10.5 kg. Jako, że znam to łowisko lepiej od Niego, cieszę się i mówię : Marcin jest dobrze WESZŁY.
Dzień czwarty mija jak zwykle, na rozmowach i opalaniu i wspólnych opowieściach, wiemy, że na tym łowisku o tej porze raczej nie ma szans na brania , więc oczekujemy upragnionej nocy. Ja zmieniam taktykę i jedną wędkę przezbrajam pod amura na kukurydzę, a drugą zostawiam na kulkę. Na zestaw pod amura wsypują jednorazowo ponad 20 kg kukurydzy.
Tej nocy Marcin ma aż 5 brań z czego wyciąga tylko jednego amura około 5 kg , zalicza 2 pudła, oraz 2 spinki koło pontonu, na nasze oko ryby ok. 10 kg.
Ja natomiast mam 2 brania i 100% skuteczność, wyciągam amury 10,50kg i 10,70 kg.
Nadchodzi dzień 5 i rozmawiamy o taktyce, Marcin chce coś zmienić w zestawach, zastanawiamy się dlaczego ma taką słabą skuteczność i co powinien zmienić. Wieczorem wywozimy zestawy i oczekujemy na następne brania. Noc mija spokojnie, dopiero o 3 słyszę delikatne branie u kolegi. Wsiada w ponton, mija dobre 15 minut. Słyszę, że spływa ale niestety nie widzę żeby miał coś w podbieraku. Dopytuję co się wydarzyło, mówi że miał sporego amura, na oko około 20 kg, ale niestety stało się to co ostatnio przytrafiało mu się bardzo często czyli ryba spadła z haka przy samym pontonie. Wiedzieliśmy, że takie ryby na tej wodzie to normalna sprawa tym bardziej, że złowiłem w tamtym roku w tym miejscu amura 20,70 kg. Tej nocy nic więcej się już nie wydarzyło.
Dzień 6 i Marcin dostaje telefon od ojca i mówi mi , że jest potrzebny w firmie i to Jego ostatnia noc. Ja zamierzałem siedzieć jeszcze tydzień, więc tego samego dnia dzwonie do innego kolegi, który mówi że przyjedzie do mnie jak tylko Marcin wróci do domu.
Wywozimy zestawy i oczekujemy na kolejne brania. Tej nocy Marcin ma 3 brania amurowe z czego wyciąga nareszcie amura o wadze 13.5 kg i 9 kg , a u mnie cisza.
Dni mijają jak oszalałe, to już 7 dzień tej pięknej przygody. Kolega Marcin pakuje sprzęt i wraca do domu a ja czekam na Sebastiana, który jest wędkarzem, posiada kartę wędkarską (z czego się cieszę), ponieważ będziemy mogli ustawić 4 kije, lecz nigdy jeszcze nie łowił karpi ani amurów. Tłumaczę Mu o co w tym wszystkim chodzi, co ma robić gdy będzie branie i jak ma się zachować.
Postanawiam zmienić taktykę i zostawiam tylko 1 wędkę w moim wcześniejszym łowisku na kulkę, a 3 kije przestawiam na płytszą wodę. Będę się starał przechytrzyć amury, tym bardziej, że obserwując łowisko można zauważyć ich obecność.
Wywozimy zestawy, kolega (nowicjusz) radzi sobie świetnie. Jestem mile zaskoczony, bo myślałem że będzie znacznie gorzej. W nocy mamy 1 branie i wyciągamy amura około 10 kg.
Nadal czuje niedosyt bo wiem, że ryby tam są a nie udaje mi się przechytrzyć tych największych sztuk.
Dzień 8 budzi nas jakże piękna wizytą moich koleżanek 🙂 🙂 🙂 Pozdrowienia dla Karoliny i Anetki.
Przejażdżka “Gondolą” też musi być 😉
Dzień mija na rozmowach, piciu napojów rozweselających, opowieściach i tak koleżanki nas opuszczają.
Wieczorem jak zawsze rutynowe działania i zestawy lądują w wodzie. Jakoś tej nocy nie mogę usnąć i mam dziwne przeczucie, że coś się musi wydarzyć. Około 1 w nocy jest odjazd na kukurydze i po około 30 minutowej walce wyciągamy z kolegą amura o wadze 16 kg.
Szybka sesja zdjęciowa w nocy i amur cały i zdrowy trafia z powrotem tam skąd przypłynął.
Jestem bardzo zadowolony, że wreszcie jakaś większa ryba połakomiła się na mój zestaw. O 3:30 znowu budzi mnie dźwięk Foxa i tym razem to branie na kulkę i wiem, że nie będzie to amur. Hol jest bardzo ciężki, ryba walczy jak oszalała, po 35 minutach udaje nam się podebrać pięknego, długiego pełnołuskiego karpia, który wygląda jak prawdziwy sazan. Waga wskazuję 11 kg.
Jak ten czas szybko leci, to już 9 dzień, jestem coraz bardziej zadowolony z zasiadki ale jednak czyje mały niesmak, brakuje mi tej małej kropeczki nad i, czyli ryby z dwóją z przodu i tak nadchodzi dzień 9 a po nim wieczór i noc, której mam chyba najwięcej brań.
Brania następują co pół godziny, są to karpie na przemian z amurami. Dużo jest ryb w granicach 3-5 kg, zwłaszcza karpi. Łowimy karpia 9.5 kg, amura 11.5 kg, aż nadchodzi godzina 2:40 i długo oczekiwana KROPKA NAD i. Branie następuje na kukurydzę, swinger przylepia się do wędki i ryba powoli wyciąga żyłkę z kołowrotka. Wskakujemy z kolegą w ponton. Podpływamy do ryby, wnet ukazuję się moim oczom potężne cielsko, aż nogi się pode mną ugięły. Szybko przejmuje od kolegi wędkę jak tylko zobaczyłem co jest grane. Dosyć szybki sprawny hol i wspólnymi siłami wraz z kolegą Sebastianem podbieramy przepięknego amura. Spoglądam niepewnie w podbieram i mówię do kolegi: będzie rekord jestem pewny (mój wynosił wtedy 22 kg), dopływamy do brzegu, i wyjmujemy rybę na mate.
Szybkie i sprawne warzenie i mierzenie. Miarka wskazuje 119 cm a waga magiczne 23.20 kg–JEST MÓJ NOWY REKORD. Jestem wniebowzięty i prze szczęśliwy. Jeszcze tylko sesja zdjęciowa.
Ryba cała i zdrowa, w doskonałej kondycji wraca do swojego domu.
Nadchodzi ostatni dzień mojej wspaniałej przygody i ostatnia noc pełna nadziei. Jestem bardzo szczęśliwy i myślę sobie, że ta ryba to już spełnienie marzeń. Wieczorem odprawiamy rytuał i wędki są już w wodzie i czekają na amatora naszych przysmaków na haczykach.
Od początku notujemy dużo brań, widać że bardzo dużo ryb jest w łowisku i o 1 nocy łowię mój rekord karpia z tej wielkiej zaporówki. Waga wskazuje równe 15 kg, a ja cieszę się jak dziecko.
Jak tylko wychodzi słońce robimy sesje zdjęciową i puszczamy karpia tam skąd przyszedł i zaczynamy pakować cały sprzęt. Jestem tylko zdziwiony, bo na bankową wędkę nie miałem tej nocy żadnego brania a wsypałem tam ponad 20 kg kukurydzy. Sprzęt już prawie złożony i dochodzi godzina 8 rano. Zostają praktycznie już tylko wędki. Ku mojemu zdziwieniu o godzinie 8:30 na “bankową wędkę” następuje delikatne branie a swinger podnosi się lekko do góry. Zacinam energicznie i od razu płyniemy po rybę. Dopływamy i na powierzchni ukazuje się piękna ryba. Hol jest bardzo długi i ciężki, ale wreszcie wszystko widzimy bo do tej pory 95% brań mieliśmy tylko w nocy. Po 30 minutach udaje nam się podebrać pięknego amura
Wskazówka wagi zatrzymuje się na 19,70 kg a miarka pokazuje 107 cm.
Jestem w raju. To chyba jakiś sen, spełnienie moich Marzeń.
Tak kończy się najpiękniejsza przygoda w moim życiu. Chciałem jeszcze zostać, ale niestety za 2 dni mieliśmy wesele z moim kolegą Sebastianem i trzeba było wracać do domu.
Bilans zasiadki to: amury: 23.20 kg , 19, 7 kg , 16 kg i około 10-12 sztuk w granicach 9-13.5kg. karpie: 15 kg , 12 kg , 11 kg, 9.5 kg i około 20 sztuk w granicach 2-8 kg.
Zużyłem w tym czasie około 500 kg kukurydzy i 40 kg kulek.
Chciałem pozdrowić Wszystkich Prawdziwych Karpiarzy, Crazy Carp Team Kielce, Carp Warriors oraz wszystkich przyjaciół i kolegów.
Piotr Jawor