Lipcowe upalne lato, żar leje się z nieba, absolutna duchota. Nie jest to wymarzona pogoda na karpia, jednak z wolnym czasem bywa różnie. Decydujemy ze Staszkiem Marszałkiem, że ruszamy na Czeskie kapry. Mamy jedno wolne miejsce w busie więc zabieramy kolejnego dobrze rokującego juniora, tym razem Kacpra.
Masa potrzebnych szpei, których wszyscy mamy coraz więcej i więcej, wyposażenie waży a jest nas trójka. By zobrazować zawartość, przytoczę sytuację sprzed dwóch miesięcy, gdy wracając z zasiadki na granicy austriackiej zgrabna celniczka skierowała naszego busa na wagę, zegar pokazał 3580 kg a była to droga powrotna. „Wiater” w kieszeni i kosztowne pouczenie na pamiątkę. Droga nauczka i cenna wiedza, 1,5 tony karpiowych akcesoriów, nie do wiary a jednak. Tym razem nasze Ducato bezpiecznie odchudzone bez przygód dowozi nas na miejsce. Zapach wody i piękna okolica sprawiają, że nie czujemy zmęczenia podróżą. Wybór miejsca i szybkie postawienie potężnego dobrze wentylowanego namiotu JRC Quad 2G XXL mieszczącego bez problemu nas wszystkich.
Programowe, dokładne sądownie dna. Półki i uskoki obsiane małżami, na 180/190 metrze wygląda to obiecująco i tam postanawiamy łowić. Wieje, H bojki poszły, zaraz po nich markery. Zabieramy się za zanęty. Jak zawsze tzw. szwedzki stół na bazie łownych i sprawdzonych przez lata kul firmy Lastia.
Nęcimy punktowo, ze względu na dość dużą głębokość ok. 8,5 m, sypiemy z wyczuciem, by kule zanętowe za bardzo nam się nie rozjechały przed dotarciem w konkretne miejsce dna. Na włosa zakładamy wszyscy inne, ale sprawdzone swoje „killery” Lastii w różnych kombinacjach bazując na Squid Crabie, Tuńczyku, Magicznej Malinie, Chilli Corn Carne, Frankfuterce czy Despocie z drugą kulą Sepii, Gamarusa lub Jagody w tandemie.
Wywozimy pontonem choć dysponujemy modelami na radio to ta pierwsza metoda jest dużo bardziej precyzyjna i efektywna na takich głębokościach. Trochę zamieszania i zestawy lądują w łowisku, krótka chwila wytchnienia. Już wiemy, że łatwo nie będzie, gdyż na 80 metrze od brzegu dno nagle opada z półki obsianej małżami na znaczną głębokość więc o holach do brzegu mowy być nie może.
Pozostaje ponton lub podbieranie z wody daleko od brzegu. Około godziny 20.30 magiczne pip pip przerwa i po chwili branie w stylu francuskiego TGV, podniesienie kija i od razu czuć że to niezły klocek nie dający wiele czasu na wyjście z pontonem.
Żyłka Fina przeskakuję po ostrych krawędziach muszli a mimo to pozostaje w całości i po przekroczeniu ostrego progu pozwalała cieszyć się dalszym holem walecznego golca słusznych rozmiarów. Ta piękna ryba utwierdza nas w przekonaniu, że wszystko jest ok . Po jakimś czasie Staszek holuje okazałego pełnołuskiego, który daje po kiju i zmusza go do tańca na brzegu, szybka zmiana kąta i ryba udaje się przeciągnąć przez ostrą półkę .
Ja w tym czasie wywożę zestaw pontonem. Noc na bogato, piękne choć delikatne brania i wymagające długie hole. Kacper zaczyna łowić i zalicza ładnego pełnołuskiego, który funduje mu kilka długich i ciężkich odjazdów. Od rana lampa, smaży a mimo to brania się rozkręcają i coraz więcej ryb ląduje w naszych podbierakach.
Ponton coraz częściej zajęty więc zmuszeni jesteśmy na zmianę wchodzić do wody i podbierać karpie daleko od brzegu, co daje dużą frajdę z holi w ciepłej i przejrzystej wodzie. Powtarzalność brań coraz większa a ryby coraz silniejsze. Mimo duchoty atmosfera w ekipie świetna. Dużo radości i brak czasu na bezczynne leniuchowanie.
Podejmujemy ze Staszkiem decyzję o postawieniu zestawów w większej odległości od nęconego pola. Częstotliwość brań siada, ale decyzja okazuje się słuszna i po dłuższej przerwie mój hanger sygnalizuje delikatne branie, na Squid Craba z Sepią łakomi się piękne brzuchate smoczysko, które koncertowo daje popalić ciągając mnie z pontonem po całym akwenie. Staszek zakłada dwie 24mm Chili Corn Carne z Franfuterką i wyciąga dużego ślicznie ubarwionego miśka. Gorąco jak w piekle, żartujemy, że naszym marzeniem byłaby taka pokuta, choć smaży nie miłosiernie a cienia jak na lekarstwo.
Zaczynamy grzeszyć narzekaniem na częste wywózki, które w tych temperaturach na dużych dystansach dają się nam we znaki. Mocarne karpie, potrafią zmęczyć i tak odjechać z pontonem w trakcie holu, że skupieni na jego udanym finale nie zdajemy sobie sprawy jak daleko kończymy je od swoich stanowisk. Powrót z rybą na wiosłach, fotka, ważenie i na nowo z zestawami pod markera- wymarzona robota. Kacper z centralką na szyi, przypomina trochę strusia pędziwiatra, startując z zacienionego miejsca do kolejnych brań, słychać było głośne bipip- bipip-bipip a z dystansem słabnące bipip- bipip a jak kurz za nim osiadał widać było w oddali uśmiechniętego i szczęśliwego juniora holującego daleko od brzegu kolejnego karpia. Postanowiliśmy ze Stachem, że ambitnemu Kacprowi na długie dobiegi kupimy wentylowane korkotrampki.
Nakręciliśmy dużo spontanicznego materiału filmowego, oddającego waleczność ryb i klimat zasiadki z którym w najbliższym czasie się z wami podzielimy. Długo by opisywać wszystkie sympatyczne a czasami śmieszne sytuacje ale nie zapomniane podczas tej zasiadki będzie, przyjemne zmęczenie, obcowanie z piękną przyrodą i ślicznymi karpiami czego na przyszłość kolegom i sobie ponownie życzymy i pozdrawiamy.
Bartek Zając
Takie relacje można by czytać godzinami, gratuluję pięknych ryb i psychicznego wypoczynku na łonie natury 😀